Lyrics Bezczel – Opowiem Ci
Text:
Raz raz raz, «Teraz Albo Nigdy» 2016
Dryskull
Znowu wszystko co siedzi na sumieniu mi
Szczerze, od serca wypluję na płycie
– muzyka rujnuje mi życie
Krew, pot, łzy, te złe emocje we mnie tkwią i sam sobie szukam wymówek jak zwykle, ale to zwykłe brednie są
Zaniedbuję sprawy, zdrowie i wszystko, co tylko się da
Dzikie stany w głowie krzyczą w nocy, milkną za dnia
Jakie życie, taki rap, o! Dlatego tak ciężkie rymy
Ludzie wokoło tu żyją normalnie
A ja muszę stąpać po cienkiej linii
Ile razy obiecywałem sobie już
Że wszystko na nowo zacznę, się zmienię
A teraz ocieram się o samo dno znów
I jeszcze w dodatku na własne życzenie
I nawet z własnym sumieniem już nie mam odwagi gadać
Proszę Cię, powiedz mi jak bardzo
Można sobie z tego sprawy nie zadawać
Znowu ja i ciemność skazani na siebie
Do bladego świtu paranoje, nie wiem
To ostatnia gwiazda już na niebie gaśnie
A ja nie zmrużyłem oka chyba 7 nocy już
I mam już dość, tracę wiarę nawet w Boga już
Nie chcę żyć, czuję złość
W duszy pustkę mam, a w sercu mróz
Wyrzuty sumienia mówią mi żebym się ogarnął
I wierz mi, próbuję — jak zwykle na darmo
Przysięgam, że staram się, naprawdę bardzo lecz nie umiem tego naprawić już dawno
Nieskromnie powiem, mogliby napisać o mnie opowieść
Pewnie kiedyś wspomnę o Tobie w wersach
Od serca i to tak, żebyś mnie zapamiętał
Nie pouczam ludzi, bo sam nieraz nie wyrabiam się na życia zakrętach
Sam już nie wiem czego chcę od życia
Przysięgam, nie wiem — to pewnie od picia
Chciałbym to rzucić, najlepiej od dzisiaj
Zostawić na zawsze, odliczaj czas
Wszyscy chcą wiedzieć tu wszystko o Tobie
Myślą, że o sobie wszystko im powiesz
Często podchodzą zbyt blisko, masz fobie
Jak masz tego dosyć — to wyskocz na głowę
Z wieżowca lub zostań i sprostaj tej presji
I dotrwaj do końca, wydostań się z opresji
Bezbronny człowiek błądzący we mgle
Spróbuj odzyskać siebie nim wykończysz się
Idzie na świat ktoś, kto by coś zmienić w Tobie mógł
Twój syn kopie żonę w brzuch, a Ty kopiesz sobie grób
Weź mi powiedz, proszę, co mu powiesz kiedy Cię zapyta
O ile w ogóle będzie miał okazję Cię zapytać
Nie flirtuj ze śmiercią chłopie, chyba że chcesz glebę gryźć
Naprawdę chłopaku myślałeś
Że jak jesteś w rapie Kotem tu to masz 9 żyć?
Nie wiesz nic o tym, gadasz głupoty
Wciąż wpadasz w kłopoty, a twoja rodzina i bliscy
Nie mają już nawet tu z Tobą rozmawiać ochoty
Myślałeś może o tym co będzie jak kiedyś zejdziesz?
Zostawisz żonę i syna w żałobie
— no proszę Cię, powiedz mi, co wtedy będzie?
Kilka gorzkich słów ode mnie dzisiaj masz i dobrze
Przemyśl czy naprawdę tak Ci spieszy się na własny pogrzeb?
Nie jeden Twój kawałek sprowadził na dobrą drogę kogoś
A Ty sam już jesteś jedną nogą w grobie
Obok Ciebie znów się dzieje coś
Tylko, że nic się dla Ciebie nie liczy
I tylko udajesz twardziela tu
A tak naprawdę to bezbronny leżysz na glebie i kwiczysz
I czujesz wstyd, wstyd, wstyd, i nic więcej
Masz w życiu syf, syf — jeszcze trochę i nić pęknie
Przeklęty los Cię bije w twarz, Ty tylko wciąż pijesz, ćpasz
Życie Cię łapie za szyję i wsiarz
Tu się poddajesz lub żyjesz i grasz
Wiem, że masz tysiące oczu skierowanych w swoją stronę
I taką presję, że jest im to ciężko pojąć, ziomek
Obserwują z każdej strony Twoje ruchy, Twoją żonę
Musisz nauczyć się dźwigać ten ciężar
Na trzeźwo i stojąc tu w pionie!
Wszyscy chcą wiedzieć tu wszystko o Tobie
Myślą, że o sobie wszystko im powiesz
Często podchodzą zbyt blisko, masz fobie
Jak masz tego dosyć — to wyskocz na głowę
Z wieżowca lub zostań i sprostaj tej presji
I dotrwaj do końca, wydostań się z opresji
Bezbronny człowiek błądzący we mgle
Spróbuj odzyskać siebie nim wykończysz się