Lyrics Kartky – Serendipity
Text:
Fuego Infinito
Czasami jaram się jak gimbus miesiące
Odlatujemy wysoko #Nimbus4000 , lat
Podaruj mi złote słońce, nie może cię nigdy tu nie być
Czasami jaram się jak gimbus miesiące
Odlatujemy wysoko #Nimbus4000 , lat
Podaruj mi złote słońce, nie może cię nigdy tu nie być
I nic się nie może wydarzyć, nic złego, takiego jak wtedy
Jestem z miejsca którego nie zobaczysz na zdjęciach
Zamykam serca, bliskim zdejmuję maski
Odbite od siebie, wyprute z marzeń warstwy, relacje to pastisz
Zacznij myśleć na poważnie o życiu albo tam zostań, zostań tam zdechniesz
W szamotaninie której celu nie widać a kto go odkrył, już nie biegnie bo nie chce
Pierdolę czeski film, wariaty serio, mam styl a kto mnie wcześniej znał jest dumny ze mnie
Że nie skurwiłem ani jednej z tych chwil po które tu w kolejce wszyscy stają niezmiennie
Szybko i niespodziewanie — mam talent, nie sprzedałem ani minuty
Było jak było kochanie znam kody do bram winy, schody pokuty (chodź)
Dobrze wiesz, że nie zabijesz ich wszystkich choć tak naprawdę znowu zrobię co zechcesz
Nie wiem co paru tu próbuję nawijać ale wpierdalam ich nosem jak oni brudne powietrze
I nie wiem co zrobić ze sobą, jak patrzę w źrenice tak pusty od bólu i zła
Za nami tak wiele a przed nami wszystko co może ocalić nasz świat
Nie zrobię nic wbrew twojej woli jeżeli sekundy lecą tak powoli
A każda zabiera część siebie i boli, czas pożegnać złe wybory
Daj mi chwilę zanim odejdę i zniknę gdzieś
Ja pokażę ci tą prawdę nim skreślisz mnie
Bez głów, które spadały po schodach do piekła
Moje zdziwienie kiedy krzyczysz mi: «Więcej!»
A tylko wiara której znowu nie widać
Wpierdala wszystko jak dobre intencje
Polarna noc, koszmarny kac i zimny próg
Nikt nie patrzy już w oczy nam
Za dużo razy wracałem a ty nie pytaj mnie dokąd
I nie mam pomysłu na nic, tak myślę, gdy znowu łapię mikrofon
Lubię takie dziewczyny, chodź zatańczymy
Chodź zatańczymy ze światłem i ogniem, cieniem i mrokiem
Dotykiem i wzrokiem i godnie przywitaj się z ogniem
Nie chciałbym wiele dziś, zanim coś zrobię
I patrzę w oczy im, i nie wiem co robię
Odpalam racę to symbol tego co widzę gdy myślę o hektarach głów
I krzyku ludzi i krzyku ludzi
Nie chcę rozmowy z Bogiem w sprawach w których nie zna tematu i już
Chcę się obudzić, chcę się tylko obudzić
Znowu nie mogę ci nic więcej powiedzieć a kiedy mogę tylko znikam za rogiem
Więc nie zadawaj pytań bez odpowiedzi i czytaj ze źrenic, które płoną na trwogę
I co? Mam wjazd na te sceny, nikogo nie ma jak wtedy
Rozpalę ognisko do nieba za murem, który zburzymy jak kiedyś
Biała moc nie jest dla mnie a kiedy szukam sam siebie
Nie pytaj o moje szaleństwo, co odkryłem na dnie
Żadna z was mnie nie powstrzyma bo gdy prawda wyjdzie na jaw bardzo szybko popłyniemy w ostatni rejs
Zimny i martwy, brudna szklanka, karty i szanty na stołach w połogach
Sypią się sami od siebie jak nie wiem, dzieci gorszego Boga
We mnie widzi tylko światło, które wziąłem za cień
I żyje iskra od której odpalam noc
To widok widowiska które sobie wziąłem za cel
I spełniam go, choć bardzo dobrze znam dno
I cele których nie możesz rozwikłać, co? (co?)
Chociaż wiem, że lubisz destroy
Więcej przed nami niż dobre chęci mam dobre wieści — zabiorę wszystko
Czasami jaram się jak gimbus miesiące
Odlatujemy wysoko #Nimbus4000 , lat
Dobra wariacie, oni i tak wiedzą, że ten singiel to prowo
Kartky