Lyrics Kartky – Nie Boję Się Ciemności
Text:
Nie boję się ciemności, boję się gości w snach
Boję się, gdy przychodzą znikąd, boję się bać
Boję się śmiać z nich, boję się brać ich stuff
Odwiedzają mnie od kilkunastu lat
Przybliżają psychikę przerażonych mas
Ja dobrze wiem, że nikt nie postawi na mnie w ciemno
Myślę nad tym, komu mogę ufać napewno
Nie wiem sam, bo czasem boję się ludzi
Co ze mną będzie, gdy przyjdzie pora, by się obudzić
Krople potu na plecach, dusze na sprzedasz, wiesz?
Bo moje drugie ja dawno chciało stąd zbiec
Uciec, chociaż za bardzo nie mam dokąd
Za często strach odbiera pewność moim krokom
Za szybko ufam słowom ludzi i magii miejsc
Zaglądam weń, nie umiem obojętnie przejść
Kiedy popełniam błędy robię to seriami, wiem
Używam za mocnych słów, a mam za słabą pięść
A w dni jak ten, wszystko odbiega od normy
Strach jest prawdziwy, nabiera kształtu i formy
Nabiera smaku, nie usłyszysz niemego «ratuj»
Podróż do zaświatów, albo ucieczka katu
Nawet nieudane próby nie idą na marne
Chyba każdy bał się kiedyś podjąć walkę
Nieudane próby, bolą przeguby na dłoniach
Wytrzymane trudy, pot wolno ścieka po skroniach
Mam to co noc, to samo, ale nie boję się tego
Uciekam do piekła, choć nie mam fantazji Dantego
Nieudane próby, bolą przeguby na dłoniach
Wytrzymane trudy, pot wolno ścieka po skroniach
Uciekam do piekła, choć nie mam fantazji Dantego
Kręgi piekła, ketonal daje zasnąć szybko
Nie wiem gdzie jestem, choć czuję i widzę wszystko
Coś nie wyszło, nie udaliśmy się Bogu
Toniemy we własnych ambicjach i miejskim smogu
Celuję w tłum, chcę trafić w któregoś z wrogów
A niewinni — nie dam im umrzeć od nałogów
Nie można do końca życia przed samym sobą się kryć
Boisz się ciemności, boisz się żyć
Miejski tumult, droga przez mękę, spacer w tłoku
Nikt gorszy niż Ty nie wyłoni się z mroku
Nie ma gorszych od nas samych, czaisz?
Przetrwamy, musimy tylko być wytrwali
Ludzie o pustym wzroku rzadko schodzą z tras
Najgorsze co nas może spotkać siedzi w nas
Nie ma sposobu na zatarcie wspomnień, samotnych ranków
Łatwiej uciec po omacku z tonącego statku
Nieudane próby, bolą przeguby na dłoniach
Wytrzymane trudy, pot wolno ścieka po skroniach
Mam to co noc, to samo, ale nie boję się tego
Uciekam do piekła, choć nie mam fantazji Dantego
I to dlatego, gdy patrzysz mi w oczy widzisz pochmurne niebo
Nie boję się ciemności, to moje credo